wtorek, 20 grudnia 2016

#016 - Moja ulubiona Maruda



Maruda miała to do siebie, że uwielbiała narzekać. Każdy kto z nią wtedy obcował musiał usłyszeć jakąś litanię. Nawet jeżeli wszystko było w porządku, mówiła o tym tak, jakby była tym zawiedziona.

Można powiedzieć, że tym marudzeniem często zwracała na siebie uwagę. Moją w szczególności, bo przy tym narzekaniu potrafiła powiedzieć o wiele więcej niż ówczesna większość dziewczyn w szkole.

Niestety, nawet dzisiaj bardziej kobiety skupiają na sobie moją uwagę tym co mówią, aniżeli tym jak wyglądają. W przypadku Marudy jedno łączyło się z drugim.

Wysłuchać też potrafiła. Zdarzyło mi się opowiedzieć jej o paru problemach, głównie dlatego, że szybko okazywała empatię. Teraz uczy się by kiedyś móc pomagać innym ludziom. Można powiedzieć, że kupiła moje uczucia połączeniem tej empatii z ambicją.

Jednakże, była to jedna z tych szkolnych relacji, w których wiadomo gdzie znajdowała się granica. W tym przypadku była tam, gdzie wspólni znajomi, a było ich niewielu. Czasami na przerwach rozmawialiśmy, można powiedzieć, że to były minuty wzajemnego marudzenia.

Ona mówiła o zepsutym prysznicu, ja o zepsutej rodzince. Choć wróć, o rodzince czasem też marudziła.

Nie jest podobna do mnie. Kiedyś myślałem, że jest, ale okazało się, że porzucanie starych znajomości przychodzi jej z jeszcze większą łatwością niż mi. Ja wcisnąłem przycisk usuń, ona jeszcze wcześniej zamilkła.

Jeśli miałbym radzić w przyszłości swoim dzieciom, na razie kazałbym mówić o uczuciach z odwagą. Nie tą podsycaną alkoholem, bo ta jest zdradliwa. Tą prawdziwą. Tak jak mi udało się zrobić to później, w przypadku innej osoby. Co prawda z niepowodzeniem, ale się udało.

No i nie pijcie na studniówce. Przynajmniej nie za dużo.

Nie nazwałbym Marudy swoim niepowodzeniem. Prędzej nazwałbym ją jedną z najważniejszych lekcji życia, jak na razie.

No i na pewno nazwałbym ją byłą przyjaciółką. Szkoda, że byłą.

Wesołych Świąt, Marudo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz