Brum brum.
Rok 2002.
Jeżeli pamięć mnie nie myli, odbywał się
wtedy Spis Powszechny.
Przyjechała obca pani z kancelarii, fajna
trzydziestka, ojciec to napatrzeć się nie mógł.
Pytanie dosyć standardowe, taka sobie
ankieta. Poza konkursem byłem wypytywany o różne pierdoły.
A ile masz
lat? – zapytała z
głupiomądrą miną pani Ania
Miałem wtedy prawie sześć lat.
Zainteresowania: Cartoon Network, chipsy,
rower
Albo CZYPSY,
jakby to Orzeł powiedział.[1]
Aaaaa, to
zupełnie jak moja Martusia, będziecie razem do zerówki chodzić, wiesz? - z udawaną ekscytacją odpowiedziała jej mama.
Już rok później ta sama Martusia była powodem, dla którego znienawidziłem płeć piękną.
Martusia była moją
pierwszym zauroczeniem. Nie pytajcie się jak siedmioletni szczyl był w stanie
się zauroczyć dziewczynką, no ale tak się stało.
Dzień kobiet, dawaliśmy kwiatki dziewczynkom.
Różyczki, czerwone.
Martusia dostała dwa kwiatki. Jeden ode mnie,
drugi od Kleryka. Mój wyrzuciła.
Wielki smutek, żal i Schopenauer.
Starsze jakoś lepiej reagowały na moje zaloty
wtedy. Koleżanki siostry mówiły jaki to ja słodki i fajny i w ogóle chłopiec
10/10.
Dzisiaj w przypadku podobnego rozczarowania
pewnie piłbym piwo z kimś w pokoju.
Tamtego dnia pił jednak tylko tata. Chwiejnym,
aczkolwiek swobodnym trójskokiem udał się w kierunku salonu, uderzając tradycyjnie
prawą nogą o szafkę nad lustrem, która zawsze ograniczała pole manewru na
naszym korytarzu. Usiadłszy na fotelu, poprosił matkę o obiad. Pomidorowa,
wyczarowana z wczorajszego rosołu. Albo schabowe, nie pamiętam.
Było koło 15, więc załóżmy, że w telewizji
leciało pasmo telenoweli z Ameryki Południowej. Milagros nie była pewna, czy
Iwo ją kocha na serio, czy może sobie przez 20 odcinków żarty stroił.
Lekcje były odrobione, obiad zjedzony, tylko tata jeszcze nie jadł.
Kiedy obiad dotarł na stół, tata smacznie już
chrapał, opierając się o fotel.
Pantera - Cemetery Gates
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz