czwartek, 7 stycznia 2016

#008 - Pan Wysocki

„Raz zapierdol na wynos będzie.”

W małym pokoju, aczkolwiek będącym większym od typowego akademickiego lokum leżał sobie na łóżku Marcin.

Marcin nie musiał się martwić o pieniądze. Pracował kontraktowo w wojsku i dorabiał sobie sezonowo na kuchni. Gotował dobrze, więc nie musiał się przejmować tym, że jakaś nowobogacka baba wypluła mu podczas gorączki zapierdolu, że jej ryba jest niedosmażona.

Zarówno on jak i szef knajpy wiedzieli, że ta ryba jest dobra. Nawet jeśli nie była.

W przypadku innej osoby wydanie surowego mięsa oznaczałoby zwolnienie.

Marcin uwielbiał trzy rzeczy. Stare gierki, kobiety i wódę. Nie mam pojęcia w jakiej kolejności.

Próbując podsumować światopogląd Marcina w jednym akapicie, należałoby powiedzieć, że teksty większości utworów Braci Figo Fagot to klasyczny przykład pastiszu muzycznego.

On traktował je na serio.

Żeby było śmieszniej, to on potem opowiadał przy wódce historie o tym, jak to laska zwracała mu uwagę, co by wkładał ostrożnie, bo jest dziewicą.

Oczywiście nadal istnieje szansa na to, że opowieści te zostały wymyślone. Patrząc jednak na jego bezpośredni język wobec kobiet, obawiam się, że jest to prawda.

Marcin słynął z różnych powiedzonek. W kuchni każdy już uważał na to co mówi, by nie być zgaszonym przez "krula Delfina"[1].

„Nie mów właśnie, bo chuj Cie trzaśnie.”

„Jak? Na pizdę i na kark.”

„Już - Beret włóż.”

Sam twierdził, że jest to silniejsze od niego, gdyż w wojsku podobnie go najeżdżali. Nie wiem, nie byłem.

Jednakże z wojska wywiodła się cecha Marcina, którą mi zaimponował. W porównaniu do wielu kucharzy restauracji, w której pracowałem, on zawsze potrafił wyciągnąć pomocną dłoń tym dopiero zaczynającym.

Nawet jeżeli chodziło o taką pierdołę jak zawiązanie worka na śmieci.

Polubiłem go głównie dlatego, iż zdawał sobie sprawę jak nieporadni są Ci, którzy trafiają w sam środek zapierdolu kuchennego. Potrafił poradzić w każdej sprawie, od mycia naczyń po samo gotowanie na relacjach damsko-męskich kończąc. Chociaż z tym ostatnim wolałem się do niego nie zwracać.

„Młody, jak go nie będzie, a zostaniecie w pokoju sami, to weź ją przeliż po prostu, a potem wyjdzie samo.”

Zapytałem go pewnego razu, czy był kiedyś zakochany.

No, potrafię być czasami kochliwy. Ale tylko przez trzy dni. ALE WTEDY JESTEM TAKI KOCHLIWY.”

Nie oceniam go jednak. Opowiadać można by tutaj długo, ale wiadomo, że od najmłodszych lat musiał pracować by mieć trochę swojego grosza. Do dziś pewnie nie znam najciekawszych historii, ale wśród nich była wspomniana wyżej przygoda w wojsku, praca jako kierowca prostytutek, czy też właśnie kuchnia, w której to się z nim znalazłem. On był tu drugi rok z rzędu.

Na pewno sporym czynnikiem wpływającym na światopogląd była też śmierć siostry. Jakiś pajac ją napadł w mieście celem rabunku.

Mimo tego całego bagażu emocjonalnego, Marcin dalej jest sympatycznym sobą, który od czasu do czasu lubi wyrwać jakąś świnię na parkiecie.

Zaraz, wspominałem o jego dziewczynie?

Chyba nie.

Ojej.
Queens of the Stone Age – No One Knows






[1] Delfinek był jedną z czterech restauracji, do których został przydzielony Marcin. Z racji, że był tam drugie wakacje z rzędu, pewnego razu gdy pojawił się na balkonie pensjonatu w koszuli (Marcin rzadko je ubierał), powiedziałem o nim jako o „krulu Delfinka, przez „u” otwarte”. No i tak już zostało do końca sezonu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz