Następny mecz zagrają FC Gozdanin i Darchem
Mogilno.
Co roku w
połowie wakacji w Gozdaninie odbywały się tak zwane ROZGRYWKI.
Amatorskie
drużyny, złożone najczęściej z garstki osób pracujących razem w zakładach
urządzały sobie turniej pod patronatem gminy. Boisko, które przez cały rok było
zapuszczone kępami trawy na okres kilku tygodni stawało się małym stadionem
narodowym.
Rozgrywki
toczyły się w niedzielę, kiedy wszyscy mieli wolne w pracy i gospodarstwach.
Wbrew
pozorom sprawa wyglądała całkiem poważnie. Każda drużyna po jedenastu graczy,
plus rezerwowi. Garstka sędziów, pseudokomentarz w wykonaniu panów
przypominających Manna i Maternę, na boisku mnóstwo emocji i bramek. Na
trybunach, czyli drewnianych ławkach tłumy dzieciaków, matek oraz panów
relaksujących się przy piwku, sprzedawanym obok w lokalnym sklepiku.
Z punktu
widzenia dziecka można było odnieść wrażenie, że jest ten cotygodniowy festyn
jest wydarzeniem unikalnym.
Na prawo od
boiska głównego, schodząc z lekkiej skarpy można było ujrzeć mniejsze pole gry,
stworzone już zaledwie z czterech kamieni robiących za bramki. To tam z
kuzynostwem i jakimiś nieznajomymi wtedy dzieciakami prowadziliśmy swoją
rozgrywkę.
Dalej od
naszej prowizorki znajdowało się boisko większe, już asfaltowe. Dwa, lekko
pordzewiałe kosze oraz lekko zarysowane kredą linie stanowiły pole do popisu
dla odmieńców. Teraz byśmy nazwali ich hipsterami, czy coś. Grali w kosza,
nawet im to jakoś szło. W tamtym momencie jednak wszyscy wokół byli zajarani
strzeleckim popisem napastnika FC Różanny.
Wujek też
grał. Napastnik FC Gozdanin, poważna sprawa.
Grał już
wtedy kilka sezonów na w tym turnieju i jak to zawsze powtarzał:
„Trafiłem każdego karnego.”
Pytanie
brzmi, ile ich było? Jednego z nich widziałem, fakt.
Dzisiaj również
chętnie kopnie piłkę, choć przez gospodarstwo brakuje mu czasu. Swój sportowy
nałóg leczy oglądając mecze ligi hiszpańskiej i holenderskiej.
Co
najlepsze, potrafił ten sportowy zapał przekazać dzieciakom. Układał nam
rowerowe tory przeszkód, grał z nami w nogę, uczył dobrze strzelać karne.
Wszystko to, żebyśmy nie siedzieli
godzinami przed tym jebanym PlayStation.
Prawda była
taka, że sam w sobie odkrył później słabość do grania. Kilka lat później można
go często było zastać przy komputerze, klikającego w jakieś puzzle na ekranie.
Czasami też z nami przyciął w fifkę. Wstyd temu, kto z nim przegrał.
Jak to
mówił, „Miałeś po prostu pechozola!”, oczywiście
z pełnym przekonaniem dla siły tego dowcipu.
Ojciec
idealny, chciałoby się rzec.
Młody jednak
miał inne zdanie i nieustannie staremu robił pod górkę.
No i potem
był, pechozol.
Nirvana - School
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz